scroll

Paula Rzewuska & Raidho

Zespół Ratowniczy z Norske Redningshunder (Norwegia). Paula działa w Ratownictwie 16 lat. Regularnie prowadzi zajęcia w Polsce.

Pytanie na rozgrzewkę 🙂 – Często Raidho’a, określasz “my little pig”:) Dlaczego?

Ponieważ chłopak ciężko pracował na swój przydomek 🙂 W czasach szczenięcych Raidho potrafił odnajdywać i spożywać rożne ciekawostki kulinarne i przeważnie wracał
umorusany na całej kufie i głowie, święcie przekonany, że nikt nie zauważył jego wybryków. Czasy szczenięce? Kogo ja oszukuję! Nadal to robi. 🙂
Ponad to moją ukochaną tervuerenkę Freyę nazywałam „My little fox”, a z okazji 1 urodzin Raidho zasłużenie otrzymał, słynną już wśród ratowników w północnej Norwegii,
różową obrożę w świnki, w której podchodzi do wszystkich egzaminów.

Jak długo już zajmujesz się ratownictwem? Jakie były Twoje początki?

Do Jednostki Ratownictwa Specjalistycznego we Wrocławiu wstąpiłam około 2005 roku, więc to już 16 lat. Początek był mało profesjonalny, ponieważ przygarnęłam w Norwegii ślicznego biało czarnego szczeniaka, którego mama miała mezalians z sąsiadem pasącym owce. Jak już się pewnie domyślasz przygarnięta suczka była rasy Border Collie, miała dodatkowo delikatną nutą spaniela. Nazwałam ją Norway. Po powrocie do Polski zgłębiłam temat rasy i złapałam się za głowę, kiedy przeczytałam, że zabrałam do domu pracoholika. Ponieważ ukończyłam AWF to pierwsze co mi przyszło do głowy to psie sporty. I tak spróbowałyśmy razem agility, frisbee i flyballu. Poznałam fantastycznych ludzi, którzy z czasem skierowali mnie w stronę ratownictwa z psami. Poszłyśmy na kilka treningów i połknęłyśmy obie bakcyla. Norway była moim pierwszym psem i pierwszym psem ratowniczym. Z perspektywy czasu widzę jak doskonałym nauczycielem była i jak wiele błędów mi wybaczyła. To był naprawdę wspaniały pies terenowy.

Na co dzień przebywasz w Norwegii. Czy możesz porównać ratownictwo w Polsce z ratownictwem w Norwegii? Jakie są różnice i ewentualne podobieństwa?

Tak, mieszkam w Norwegii od ponad 8 lat. Ciężko jest porównywać te dwa systemy, bo oba kraje bardzo się różnią. W Polsce odpowiedzialna ze system związany z psami ratowniczymi jest PSP, dla której priorytetem są gruzy, co jest zrozumiałe gdyż ściśle łączy się to z pracą strażaków. Organizacja Norske Redningshunder jest złożona z
wolontariuszy, a na każdej akcji poszukiwawczej (teren, gruzy, lawiny) podlegamy pod policję.W Norwegii każdy pies terenowy jest psem kombinowanym, tzn. że pracuje zarówno górnym wiatrem jak i dolnym, czyli tropi. Z uwagi na to, w terenie oprócz osób poszkodowanych, pies ma za zadanie odnaleźć i oznaczyć rzeczy, które pachną człowiekiem. Dlaczego? Dlatego, że jest to punkt wyjścia do tropienia. I tu pada pytanie od publiczności: A co z psami gruzowiskowymi? Odpowiadam: Na egzaminach gruzowiskowych w Norwegii nie podkłada się pojedynczych „świeżych” ubrań. Sprawdza się natomiast jak pies pracuje z ubraniami na gruzowisku, kiedy stanowią tzw. tło zapachowe, czyli tak jak to często spotyka się w realu. Norwegia jest krajem wzdłuż którego ciągną się pasma górskie, dlatego mamy stosunkowo dużo psów lawinowych. Jednak największą różnicą, którą dostrzegłam pomiędzy oboma krajami są egzaminy, które trwają w Norwegii tydzień i praktycznie za każdym razem są przeprowadzane w innym miejscu. Tu nie ma co liczyć na szczęście. Jeśli są niedoróbki to na pewno wyjdą. Koszty takich egzaminów są niestety znaczne i ponosimy je sami. Zwrot części kosztów można otrzymać wyłącznie po zdaniu certyfikacji.

Często przyjeżdżasz do Polski, aby prowadzić zajęcia?

Staram się przyjeżdżać 2 razy do roku na około 3 tygodnie. Uważam za wielki przywilej to, że dostaję tyle zaproszeń od różnych osób i grup. Bardzo mnie cieszy, kiedy przewodnicy szukają nowych rozwiązań, chcą się rozwijać. Moją przygodę z ratownictwem rozpoczęłam w Polsce. Wiele się tu nauczyłam, a teraz mam możliwość przekazać wiedzę, którą zdobyłam w Norwegii. Przecież tylko wymieniając doświadczenia i otwierając się na nowe możemy pójść do przodu. Na północy też wprowadziłam kilka nowinek z Polski, np. bańki mydlane zrobiły furorę 🙂

Jak to się stało, że Raidho trafił do Ciebie? Skąd decyzja o tej rasie i tym, a nie innym miocie?

Dawno temu powiedziałam: Nigdy nie będę mieć labradora. Życie pisze jednak swoje scenariusze… Nie chciałam labradora, bo wg mnie miały za ciężką budowę i nie przepadałam za ich przesadnym socjalem. W Norwegii zwróciły moją uwagę jakt labradory, czyli linie myśliwskie. Drobniejsze, stabilniejsze, z lepszym motorem i nie nadmiernym socjalem, nadal jednak nie myślałam o tego typu psie. Aż w naszej grupie pojawiła się Mille, drobna, czarna labradorka ze szwedzkiej hodowli. Jej przewodnikiem był i nadal jest nasz bardzo
doświadczony instruktor. Mille jest jednym z najlepszych psów ratowniczych jakie widziałam. Jest psem terenowym, lawinowym i gruzowiskowym, a szkolona jest w 90% uwaga! Na parówki! 3 lata temu przewodnik Mille zdecydował się na miot. Dla mnie sytuacja była idealna. Był to czas kiedy Freya miała 7 lat i zaczęłam rozglądać się za nowym psem do pracy. Mille znałam doskonale od szczenięcia, przyszłego ojca również miałam okazję spotkać, a hodowcą był mój kolega z grupy. Obserwowałam szczenięta, ale decyzję zostawiłam hodowcy. Dostałam dokładnie takiego psa jakiego chciałam. Z wysokim motorem, stabilnego, z bardzo dobrym wyłącznikiem i niezależnego – w tej kwestii nie wiem co mi przyszło do głowy, ale tak chciałam, więc nie mogę teraz narzekać. Bardzo się cieszę, że nie był to mój pierwszy pies ratowniczy, bo moje ego było by niebotycznych rozmiarów, natomiast umiejętności wręcz odwrotnie. Często mówię, że Raidho to trochę taki pies samograj. Spuszczasz ze smyczy i robi się sam, byle mu nie przeszkadzać 🙂 A serio to pies z najlepszymi predyspozycjami do ratownictwa jakiego do tej pory miałam. Praktycznie cały miot pracuje w różnych służbach lub w myśliwstwie i ma ponad przeciętne wyniki. To uzmysłowiło mi jak dużo dodatkowej pracy można sobie oszczędzić, kiedy dobierze się odpowiedniego psa do odpowiedniej pracy.

Jakie egzaminy zdaliście razem i jak one wyglądały?

We wrześniu 2020 certyfikowaliśmy się jako zespół terenowy, a w kwietniu tego roku jako zespół lawinowy i o tych egzaminach chętnie opowiem. Tak jak już wspominałam trwały one tydzień. Każdego dnia spędzaliśmy około 8h w górach, plus zadania nocne i teoria z rana lub wieczorami. Cały sprzęt zapakowany w plecaku, a z miejsca na miejsce przemieszczaliśmy się na nartach. Czasem transportowani byliśmy skuterami śnieżnymi jeżeli wymagało tego zadanie. W tym roku ze względu na sytuację epidemiologiczną nie ćwiczyliśmy z helikopterem. Najważniejsza umiejętność na tego typu egzaminach to regeneracja w każdych warunkach, zarówno przewodnika jak i psa. Oczywiście przygotowanie merytoryczne, taktyczne i fizyczne również. Umiejętność współpracy z zespołami z innych grup oraz dowodzenie akcją, a przede wszystkim „is i magen”, jak to mówią Norwedzy, czyli zachowanie spokoju w każdej sytuacji. Te wszystkie elementy sprawdzane były każdego dnia.

Dlaczego wybrałaś bringsel jako sposób oznaczania osoby poszkodowanej?

Dlatego, że jest to najbezpieczniejszy i najbardziej komfortowy sposób oznaczania w terenie, a poszukiwania terenowe to priorytet w moim rejonie. Ponad to moje poprzednie psy były psami szczekającymi i chciałam się zmierzyć z rolką. Poznać jej mocne i słabe strony. Bądźmy ze sobą szczerzy, nie ma idealnego sposobu oznaczania. Każdy ma jakieś mankamenty. Będąc ratownikiem i myśląc o komforcie osoby poszkodowanej wybrałam bringsel, choć w głębi duszy wolę psy szczekające. Jednak nie o moją przyjemność tu chodzi, dlatego pracujemy z rolką. Jako instruktor chciałam również poznać dogłębnie warsztat pracy z psem bringselowym, abym mogła rzetelnie przekazywać tą wiedzę dalej. Mam nadzieję odczarować trochę temat rolki w Polsce, która najczęściej rozważana jest jedynie jako oznaczanie zastępcze dla psów, które nie radzą sobie ze szczekaniem.

Możesz nam w skrócie wytłumaczyć zasadę działania tej techniki?

Psy oznaczające rolką po odnalezieniu poszkodowanego podbierają podpiętą do obroży rolkę i aportują ją do przewodnika. Jest to sygnał dla ratownika, że odnalazły osobę. Następnie przewodnik daje komendę psu, aby ten poprowadził go do odnalezionej osoby. Raidho ma wprowadzony dodatkowy element. Po doprowadzeniu do poszkodowanego kładzie się i czeka. Ja mogę dzięki temu zająć się udzielaniem pierwszej pomocy, zdaniem meldunku itd. Wszystko odbywa się w ciszy, spokoju i komforcie. To przewaga rolki nad szczekaniem. Jeśli jednak myślisz o pracy na gruzach, wtedy oczywiście szczekanie jest najlepszym wyborem, ze względu na precyzję.

Ile czasu spędzasz na treningach rocznie?

Wolę o tym nie myśleć 🙂 Dawno temu stwierdziłam, że ratownictwo z psami to nie hobby, a styl życia. W lecie trenuję około 5 razy w tygodniu sama. Krótkie sekwencje oznaczania, tropienia, współpracy. Jeżeli uda mi się „porwać” jakiegoś znajomego pozoranta wtedy zazwyczaj trening jest dłuższy. Oprócz tego zgrupowania, treningi weekendowe, akcje pozorowane od czasu do czasu. W zimie są to zazwyczaj treningi lawinowe z ratownikami w weekend, a w tygodniu kondycyjne na nartach.

Czy jest taka akcja ratownicza, która najbardziej zapadła Ci w pamięć?

Tak, niestety tak. 29 listopada 2019 roku. Praca na granicy bezpieczeństwa, podczas sztormu, na pobliskich wyspach. Jednak nie było to powodem, dla którego zapamiętałam tę akcję. Wtedy po raz pierwszy szukałam osoby, którą znam. Pamiętam, że płakałam jadąc na miejsce zdarzenia, na akcji włączył się modus pracy i pełna koncentracja, ale po wszystkim zbierałam się chyba z tydzień. Kiedy nas odwołano do sztabu po poszukiwaniach i dowodzący powiedział, że właśnie zakończyliśmy akcję ratowniczą i służby przechodzą do modusu akcji poszukiwawczej, wtedy dotarło do mnie, że morze zabrało tego młodego człowieka na zawsze. Dla tak małej społeczności jaką jest moja wyspa był to ogromny cios. Wiesz, zadałam sobie wtedy pytanie jaki jest poziom mojego profesjonalizmu, skoro to zdarzenie wywołało u mnie tak duży koszt emocjonalny. Pewnie wiele osób stwierdzi, że dość niski. Ja się jednak cieszę, że po tylu latach pracy w ratownictwie, wciąż mi zależy i wciąż wychodzę z pełnym zaangażowaniem w teren szukać zaginionych. Warto wspomnieć o osobie, która w Norwegii w każdej jednostce pełni funkcję tzw. „wsparcia koleżeńskiego”. Jest ona odpowiedzialna za kontakt z ratownikami po każdej akcji, szczególnie jednak po takich, które w jakikolwiek sposób nas obciążają np. po odnalezieniu osoby martwej. Do mnie wykonano taki telefon zarówno przed tą akcją, z pytaniem czy w ogóle chcę jechać, jak i po akcji.

Nasi bohaterowie korzystają
Produkty w koszyku

Dodaj coś do koszyka :)

wartość produktów 0,00 

koszt transportu 0,00 

razem do zapłaty 0,00 

idź do kasy